Wyobraźmy sobie sytuację, kiedy ktoś kogoś naprawdę nie lubi, wręcz nienawidzi albo bardzo się boi. Dajmy na to swojej żony, męża, dziecka, a nawet sąsiada, czy współpracownika. Ten lęk, czy ta nienawiść z powodu realnych lub wyobrażeniowych krzywd przybiera taką postać, ma taką skalę, że ktoś uznaje, albo on/ona, albo ja. Jak mi się nie uda pozbyć tej osoby, w sensie fizycznej eliminacji, zabicia jej, to ja się zabiję. I wtedy psychiatrzy, w majestacie prawa wydają „wyrok”, a państwo ze wsparciem całej aparatury go wykonuje. Widzą Państwo absurd tego rozumowania, tego szantażu? Tym bardziej dziwi dziejący się po cichutko proces legalizacji aborcji na żądanie w naszym kraju, który podlega dokładnie takim samym mechanizmom. Używając argumentu „ochrony zdrowia psychicznego matki” można przecież uzasadnić zabicie dziecka na dowolnym etapie ciąży. Przecież ciąża to trud, znoszenie różnych nieprzyjemnych objawów, to często lęk przed porodem, przed tym jak poradzę sobie z rolą matki, to obawa, jak poradzi sobie ze swoją rolą ojciec dziecka itd. Chrońmy przyszłe mamy przed lękiem i dyskomfortem. Jak wiadomo, komfort jest najważniejszy. Wiedzą Państwo co mi to przypomina? Coś, co bardzo znany niemiecki psychiatra Klaus Dörner nazwał morderczą litością. Tak mi cię żal, że cię z tego współczucia i litości zabiję. On odnosił to do eutanazji, w tym wypadku należy zmodyfikować to stwierdzenie tak mi cię żal, że zabiję, pozwolę zabić twoje dziecko. Jest to złowrogi, ludobójczy sposób myślenia, który wymaga nie tylko zapomnienia o prawach przysługujących od poczęcia istocie ludzkiej zapisanych w polskiej konstytucji i kodeksie etyki lekarskiej (art. 39), ale o zwykłej ludzkiej wrażliwości i zdrowym rozsądku. Jeśli w imię „leczenia” i „pomagania” pozwolimy matkom zabijać swoje dzieci, to co zatrzyma nas przed pozabijaniem się nawzajem? (św. Matka Teresa z Kalkuty). Nie możemy do tego dopuścić, przyszłość dzieci, także tych nienarodzonych, to przyszłość nas wszystkich. To nasza odpowiedzialność.
A teraz kilka uwag nie jako obywatel, ale jako psychiatra. W trakcie 25 lat pracy w psychiatrii nie zetknąłem się z sytuacją, gdzie aborcja pomogła zdrowiu psychicznemu matki. Spotkałem za to szereg kobiet, u których aborcja była istotnym lub głównym czynnikiem spustowym dla wystąpienia różnych zaburzeń psychicznych: depresji, psychoz, zaburzeń lękowych. Proszę Państwa, drogie koleżanki i koledzy, nie idźmy tą drogą. Pamiętajmy o zasadzie primum non nocere i o tym, że dziecko w brzuchu mamy to odrębna, bezbronna istota, która także jest naszym pacjentem. Przecież w innym wypadku nie martwilibyśmy się o potencjalnie teratogenne działanie leków, nieprawdaż? Także wyniki badań (1) pokazują, że odległe konsekwencje aborcji dla zdrowia psychicznego są poważniejsze, niż samoistnych poronień. Współczujemy i pomagamy kobietom, które poroniły? To nie „produkujmy” podobnych, ba gorszych problemów zdrowotnych na własną rękę. Mam na myśli także to, że aborcja, oprócz wspomnianych konsekwencji o charakterze psychicznym ma szereg możliwych powikłań o charakterze somatycznym… Doprawdy dziwię się niektórym feministkom tak mocno wspierającym aborcję w imię praw kobiet. Jest to bowiem kolejny przykład ucieczki mężczyzn od odpowiedzialności, czego konsekwencje ponoszą kobiety. Szkoda, że zapomniały, co o tej sprawie uważały ich starsze siostry, takie jak Victoria Woodhull, czy Susan B. Anthony. Przecież istoty, które tracą życie w trakcie aborcji, to także Wasze młodsze siostry…

  1. Broen AN, Moum T, Bødtker AS, Ekeberg O.: The course of mental health after miscarriage and induced abortion: a longitudinal, five-year follow-up study. BMC Med. 2005 Dec 12;3:18. doi: 10.1186/1741-7015-3-18.