Film Thomasa Sowella o edukacji seksualnej w Stanach Zjednoczonych (niestety tylko dla widzów angielskojęzycznych 🙁 ) jest warty obejrzenia z kilku powodów. Po pierwsze pokazuje koszty tego typu działalności, rosnące wykładniczo. Zawsze może się okazać, że nie wystarczająco edukujemy, że powinniśmy edukować wcześniej, dłużej, intensywniej, przymusowo. Po drugie zmieniające się cele, od deklarowanego zapobiegania chorobom przenoszonym drogą płciową i nieplanowanym ciążom nastolatek, po implementację permisywizmu seksualnego sprzecznego z wzorami i ograniczeniami wyniesionymi z domu. Co ciekawe, już u zarania wprowadzanie tych programów było sprzeczne z danymi, wskazującymi na spadek ilości ciąż u nastolatek i występowania chorób przenoszonych drogą płciową zachodzące od lat 50- tych. A konsekwencje? W ciągu dekady, wraz z upowszechnieniem edukacji seksualnej oba zjawiska, którym miała zapobiegać, uległy wyraźnemu nasileniu. Jednak wskazywanie na te zależności i pokazywanie nie tylko braku osiągania założonych celów, ale wręcz przeciwskuteczności edukacji seksualnej, było i jest odrzucane przez środowiska żywo zainteresowane, także ze względów finansowych, kontynuacją dotychczasowych działań. Czy musimy kopiować te błędy?