„Słowa mają swoje konsekwencje” – tak można by sparafrazować tytuł książki znanego amerykańskiego konserwatywnego myśliciela Richarda M. Weavera. W ciągu ostatnich dziesięcioleci w imię pewnych wartości i słów, które te wartości reprezentowały, ograniczano wolność i zabijano miliony ludzi. Co zdumiewające, niektóre z tych słów,  albo wciąż funkcjonują w przestrzeni publicznej albo tylnymi drzwiami do niej powróciły. Przyjrzyjmy się tym słowom, bo tak jak stanowiły zagrożenie dla naszych poprzedników, w ten sam sposób mogą zagrozić nam i naszym następcom.

Równość – to słowo było obecne zarówno na sztandarach Rewolucji Francuskiej jak i stało się podstawowym celem, do osiągnięcia którego dążył komunizm. Równość miała zlikwidować niesprawiedliwość (którą rozumiano jako nie–równość). Równość z definicji była dobra. I bynajmniej nie chodziło tylko o równość w sensie materialnym, żeby nie było biedniejszych i bogatszych. Bardzo szybko to pojęcie rozlało się na inne obszary życia i za podejrzane było uznawane wszystko co w jakikolwiek sposób odbiegało od „normy równości”. Zawieszono/zmieniono w jakiś sposób też wartościowanie – skoro wszystko ma być równe to kategorie dobra i zła, coś jest lepsze/gorsze również zaczęły się jawić jako podejrzane. Złe stawało się to, co odbiegało od narzucanej normy „równości”, dobre to, co ją przyjmowało. Efekty takiego szermowania tym słowem były mordercze. Po pierwsze, każdy kto sprzeciwiał się wprowadzaniu tak rozumianej równości stawał się automatycznie „wrogiem ludu” i kończył czy to zabity w trakcie powstania w Wandei lub na gilotynie, czy to wywieziony na Sybir lub zamordowany w jednym z wielu sowieckich więzień. Nie należało się wyróżniać, nie należało mieć odmiennych poglądów. Każdy kto tej zasady nie przestrzegał stawał się idealnym celem dla uczuć zazdrości czy wręcz zawiści, które tak naprawdę tkwiły w tle, w motywacji zwolenników zachowania równości.

I teraz proszę Państwa, ponad dwieście lat od Rewolucji Francuskiej i ponad sto lat od Rewolucji Październikowej znowu słowo równość jest na sztandarach. Tym razem w mniejszym stopniu nacisk jest kładziony na kwestie ekonomiczne, bardziej na kwestie filozoficzne i obyczajowe. Każda idea jest równie dobra, nie ma już jednej prawdy, do której wspólnie dążymy, każdy ma swoją, równie dobrą. Każde zachowanie seksualne jest równie dobre, kto uważa inaczej jest „wrogiem ludu”. Jak Państwo myślą, czemu publikuję tę pracę pod pseudonimem? Nie chcę, jak cały szereg moich koleżanek i kolegów, utracić pracy, być ciąganym po sądach lub zetknąć się z falą nienawiści w internecie – współczesną wersją gniewu ludu, podobnie zresztą jak tamten pierwotny, często będącego efektem niewiedzy i manipulacji.

Jak zatem bezpiecznie używać słowa równość? Warto ustalić obszary, zagadnienia, do których ono pasuje, gdzie może być bezpiecznie używane. Na pewno takim obszarem jest godność człowieka – wszyscy ludzie, ich życie, z natury swojej powinni być postrzegani jako wartość. Nie należy np. odbierać komuś życia, żeby uratować życie kogoś innego, nawet bogatszego czy mądrzejszego. Stąd oburzają nas doniesienia np. z Chin o zabijaniu ludzi celem przeszczepiania ich organów innym. Podobnie niesprawiedliwe, a także nierówne jest zjawisko, gdy w tym samym szpitalu, w jednym jego skrzydle dokonuje się operacji wewnątrzmacicznych, a w drugim takie same dzieci, tylko że często zdrowe, zabija. Innymi słowy pojęcie równość na pewno powinno dotyczyć prawa do życia.

Gdzie jeszcze? Wydaje się, że warto by podjąć skuteczniejsze działania aby zapewnić minimum niezbędne do egzystencji wszystkim ludziom. Nie chodzi o to aby wszyscy mieli tyle samo, bardziej o to, aby nikt nie umierał z głodu i miał szansę na dach nad głową.

Natomiast poza tym trzeba się pogodzić z tym, że świat jest nierówny – jeden rodzi się księciem Walii, inny żebrakiem w Kalkucie. To co pozwala łatwiej zaakceptować te różnice jest perspektywa z przypowieści o bogaczu i Łazarzu. Mówi ona o tym, że ci, którym tu jest dobrze tak naprawdę mają trudniej i są bardziej zagrożeni różnymi niebezpieczeństwami, także o charakterze duchowym.

To co jest ważne, to by dostrzegając i akceptując różnice w punktach startowych nie poprzestawać na tym. Jako psychiatra i psychoterapeuta niejednokrotnie byłem świadkiem trudnej ale zwycięskiej walki o to, by poradzić sobie z trudnym punktem startowym (biedą, trudną sytuacją rodzinną, chorobami), ale także zaprzepaszczania talentów i szans związanych z dobrym punktem startowym.

Drugie słowo, które robi zawrotną karierę w ostatnich latach to otwartość. To co otwarte (społeczeństwo, kościół, człowiek etc.) jest z definicji dobre, a to co zamknięte jawi się przynajmniej jako podejrzane, a być może wręcz jako złe. Takie używanie tego pojęcia stoi w jawnej sprzeczności z całą historią rozwoju filogenetycznego człowieka, od etapu organizmu jednokomórkowego począwszy. Wszystkie stworzenia żywe , każda ich komórka jest otoczona błona półprzepuszczalną, która, jak sama nazwa wskazuje, jest półprzepuszczalna. Innymi słowy – częściowo otwarta, częściowo zamknięta. Zarówno całkowite zamknięcie – odcięcie od otoczenia, jak i całkowite otwarcie – brak granic, bezbronność, nie sprzyjają rozwojowi, nie sprzyjają życiu. Arystoteles będąc filozofem przyrody, budując swoje koncepcje w oparciu o obserwacje świata i bezpośrednie doświadczenie nieprzypadkowo sformułował pojęcie „złotego środka” jako optymalnej pozycji zawartej między dwiema skrajnościami.  Pojęcie to dotyczy także kwestii otwartość/zamknięcie. Oczywiście trzeba także pamiętać o dynamice zjawiska. W bezpiecznym, życzliwym otoczeniu, w czasach spokoju można sobie pozwolić na więcej otwarcia. W sytuacjach zagrożenia, żeby przeżyć, trzeba być bardziej ostrożnym, zamkniętym. Trzeba komuś naprawdę źle życzyć, żeby namawiać go do otwartości zawsze i wszędzie, niezależnie od okoliczności.

Kolejnym słowem, które może poczynić sporo szkód jest „postęp”. Dotykamy tutaj kolejnego dylematu, przed którym prędzej czy później staje każdy człowiek, każde społeczeństwo, każda cywilizacja. Ile nowego, a ile starego? W historii dylemat ten bywał różnie rozstrzygany. Tewje Mleczarz z musicalu „Skrzypek na dachu” podkreśla wartość i siłę tradycji. Były i są takie społeczności/społeczeństwa, które zmiany postrzegają negatywnie. Ortodoksyjni Żydzi, Amisze, Inuici – wszyscy oni swoje poczucie bezpieczeństwa, swoją tożsamość, opierają na pewnych trwałych wartościach, przyzwyczajeniach dotyczących ich sposobu bycia, zasad budowania relacji międzyludzkich, wierzeniach. Współczesny świat przechylił się mocno w drugą stronę – to co stare jawi się często jako przestarzałe. I bynajmniej nie chodzi tutaj o nowy model smartfona, czy samochodu, ale o szeroko rozumiane poglądy na świat. Partia próbuje zdobyć popularność używając określenia „nowoczesna” (inna sprawa z jakim skutkiem). Postęp jest synonimem czegoś dobrego, co służy ludziom. Czy tak jest naprawdę? Czy rzeczywiście w wyniku postępu cywilizacji jesteśmy szczęśliwsi? Śmiem wątpić. Dane epidemiologiczne wskazują na rosnące w skali świata obciążenie związane z zaburzeniami psychicznymi. Przeciętny człowiek, owszem, dzięki postępowi technologicznemu często więcej ma, ale czy bardziej jest? Jest rzeczywiście bardziej zagoniony, przeładowany informacjami, często osamotniony. Chyba nie o to nam chodziło. A to wszystko w imię postępu. Trzeba także pamiętać, że w imię tego samego postępu – jak słusznie pisze Paweł Jasienica w swoich „Rozważaniach o wojnie domowej” – na potęgę mordowano ludzi za mało „postępowych” nie tylko w trakcie Rewolucji Francuskiej, ale także w czasach nam bliższych. Czy jesteśmy skazani na skrajności? Czy nie ma nic pomiędzy siłą tradycji niechętną jakimkolwiek zmianom a bezwzględnym, niekiedy morderczym postępem? Szczęśliwie jest. Tym słowem-możliwością jest „rozwój”. Może słowo mniej ambitne niż postęp, technologiczne, ale bliższe życiu, naturze. Zakładające szacunek do tego, co istnieje, i budujące na tym, a nie niszczące tego. Zmieniające stopniowo, nie naraz. Sprawdzające, czy wprowadzane zmiany zmierzają w dobrym kierunku. Uwzględniające rzeczywistość a nie, jak często czynią zwolennicy postępu, skupiające się na idei – cytując Hegla – „jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów”.

Równość, otwartość, postęp, a może sprawiedliwość, równowaga, rozwój? Co Państwu jest bliższe?