Książka jest poruszająca. Autorka wykonała benedyktyńską pracę wokół tematu – dziesiątki rozmów z terapeutami, lekarzami, zainteresowanymi przed tranzycją i po detranzycji, rodzicami dojrzewających dziewcząt, psychiatrami, trans-aktywistami i ich przeciwnikami, w tym z tymi, którzy stracili pracę, czy też możliwości karierowe za swoje przekonania; rozmowy podparte analizą publikacji i wynikających z nich danych. Kawał dobrej roboty prowadzącej do katastrofalnych konkluzji.

Jak wynika z badań autorki, stworzyliśmy cywilizacyjno-kulturową niszę dla dziewcząt w okresie dojrzewania, z której te najbardziej niepewne i wrażliwe zmuszone są uciekać w transseksualność. Reasumując to w największym możliwym skrócie trzeba zobaczyć oczekiwania stawiane przez nastolatkami co do ich urody, wyglądu, wszelkich możliwych sprawności i osiągnięć jako prawie niemożliwe do zrealizowania. Oczekiwania i wymagania powtarzane i multiplikowane przez media społecznościowe, bombardujące nastolatkę nieustannie w ciągu całej doby. Nastolatkę często osamotnioną, nie mającą w istocie oparcia w rodzicach ani w żadnych autorytetach, gdyż jedynym staje się ilość i powtarzalność nacisku internetowego. W tych okolicznościach lepiej nie stawać się kobietą. Testosteron wszystko zmienia, „operacja góry” przypieczętowuje ten proces, choć w książce jest także mowa o mniej popularnych „operacjach dołu”. Począwszy od testosteronu zaczynają się biologiczne spustoszenia, które uniemożliwiają prokreację i aktywność seksualną, ale trans-chłopacy po przemianach pozostają aseksualni w przeciwieństwie do chłopaków-hetero. No cóż, bilans możliwych okaleczeń biologicznych i psychicznych jest straszliwy.

str. 54:
Wiele dorastających dziewcząt, które przyjęły tożsamość transpłciową, nigdy nie miało choćby jednego doświadczenia seksualnego czy romantycznego. Nigdy nie pocałował ich chłopak ani dziewczyna. (…) Głęboko w przepaściach Internetu szwadron uzdrowicieli czeka, aby im doradzać.

Abigail Shrier widzi dysforię płciową współczesnych nastolatek jako zjawisko społeczne, jako rodzaj zbiorowej choroby psychicznej, czy też zarażenia rówieśniczego, w której pierwotny, rdzenny transseksualizm ma udział skrajnie marginalny. Przytacza na to starannie zebrane, przekonywujące dowody.

str. 297:
Tak wiele z tych dziewcząt wciąganych w świat transseksualistów od dawna walczy z anoreksją, lękami i depresją. Są samotne. Są delikatne. I najbardziej na świecie pragną gdzieś przynależeć. Dorośli w ich życiu powinni zdawać sobie z tego sprawę, ale zamiast tego, w chwili gdy te dziewczęta wypowiadają magiczne hasło: „Jestem trans”, prawie wszyscy dorośli, z którymi mają do czynienia, nawet pracownicy służby zdrowia, traktują je z szacunkiem należnym prorokowi, a nie ze sceptycyzmem, z jakim zwykle odnoszą się do cierpiącego nastolatka.

Ta książka jest alarmem dla pracowników służby zdrowia, powinna dotrzeć nie tylko do psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów, ale również do endokrynologów, pediatrów i chirurgów, którzy mimowolnie, kierując się „modnie” rozumianym dobrem pacjentek mogliby je okaleczać. Tutaj łatwo o przekraczanie obowiązującej nas zasady – primum non nocere. Zasady równie godnej przyswojenia przez same nastolatki.

Zobacz też:
https://iris.edu.pl/pozostanmy-w-tej-dziedzinie-zacofani-teksty-ktore-moga-pomoc-ale-niestety-tylko-w-jezyku-angielskim/

https://iris.edu.pl/kto-krzywdzi-trans-nastolatki/