1. Zdrowie psychiczne a umiejętność komunikowania się

Temat ten jest istotnym, a jednocześnie rzadko podejmowanym przez lekarzy psychiatrów obszarem refleksji. Istotnym dlatego, że zadaniem lekarza jest nie tylko leczenie, ale także zapobieganie chorobom, czyli, innymi słowy, uczenie, jak troszczyć się o swoje zdrowie. To, dość oczywiste stwierdzenie w obszarze zdrowia somatycznego warto, w moim przekonaniu, stosować także do obszaru zdrowia psychicznego. Jako lekarz psychiatra mam bowiem często do czynienia z osobami, które poprzez swój styl życia, brak dbałości o siebie, brak pewnych umiejętności psychologicznych przyczyniły się do pojawienia się objawów różnych zaburzeń psychicznych. Szczęśliwie w wielu sytuacjach okazuje się, że tak, jak osoby te mogły mieć negatywny wpływ na swoje życie, tak też mogą one zmieniać się i uzyskiwać nowe, przydatne umiejętności. Umiejętności nie tylko chroniące przed nawrotem objawów w przyszłości, ale również pozwalające prowadzić, w odczuciu tych osób, lepsze, pełniejsze, bardziej satysfakcjonujące życie. 

Chciałbym skupić się na najistotniejszym moim zdaniem czynniku wpływającym na zdrowie psychiczne, a jest nim, moim zdaniem, umiejętność właściwego komunikowania się. Patrząc z przeciwnej perspektywy – gdybym miał wymienić główny czynnik szkodzący zdrowiu psychicznemu, to bez wątpienia wskazałbym na brak komunikacji. Po pierwsze brak komunikacji wewnętrznej – namysłu nad samym sobą, analizy co czuję, co myślę, co chcę, z czym jest mi dobrze, z czym źle i próby odpowiedzi na pytanie dlaczego. Wielu ludzi niepokojem i lękiem reaguje na perspektywę, że mieliby pozostać sam na sam ze sobą i nic nie robić. Nic nie robić w sensie braku podejmowania zewnętrznej aktywności. Po prostu być i się obserwować. Przyglądać się, w jaką stronę podążają moje myśli, jak zmieniają się moje emocje. Gdyby przyrównywać te zabiegi psychiczne do czynności fizycznych, to nasuwa mi się porównanie z myciem. Zdecydowana większość osób myje regularnie swoje ciało, przygląda mu się, dba o nie. Pytanie ile z tych osób poświęca choćby porównywalną ilość czasu i uwagi swojemu wnętrzu? A przecież bez tych chwil zatrzymania się, refleksji zaczynamy tracić kontakt z własnym wnętrzem. We wnętrzu tym zaczynają się wtedy zbierać różne trudne i nieprzyjemne treści, z którymi w miarę upływu czasu może nam być coraz ciężej sobie poradzić. Sama komunikacja wewnętrzna jednak nie wystarczy. Jesteśmy istotami społecznymi, od urodzenia do śmierci żyjemy wśród innych ludzi. Oni opiekują się nami, my opiekujemy się nimi, budzą w nas różne emocje, szanują nas, lub nie. W wielu z tych relacji, zwłaszcza bliższych, takich jak relacje małżeńskie, relacje rodzic – dziecko, relacje przyjacielskie, dzieje się często tak wiele, że wymaga to także zatrzymania, chwili refleksji – jak nam jest ze sobą, czy wszystko jest w porządku. I dość często w wyniku takiej rozmowy z drugą osobą okazuje się, że jednak nie wszystko. Można jednoznacznie stwierdzić, że to jest norma. Bliższe relacje międzyludzkie są w moim przekonaniu nierozerwalnie związane z faktem, że pojawiają się w nich różne trudności, zawirowania, nieraz kryzysy. Kwestią kluczową nie jest to, że takie zjawiska się pojawiają, ale to, co z nimi robimy. Upraszczając można tutaj wyróżnić dwie strategie stosowane w takich sytuacjach. Pierwsza strategia zakłada, że trudności i kryzysy są czymś złym i że nie powinno ich być. Konsekwencją takiego założenia jest działanie polegające na ukrywaniu, zaprzeczaniu, nierozmawianiu o trudnościach zwane kolokwialnie „zamiataniem pod dywan”. Im dłużej taka strategia jest stosowana, tym większy „stos śmieci”, tym większa obawa i niechęć by się zmierzyć z problemami. Jest to jeden z podstawowych mechanizmów rozpadu więzi międzyludzkich, z wszystkimi konsekwencjami, jakie taki rozpad niesie. Szczęśliwie nie jest to jedyna strategia możliwa do przyjęcia w sytuacji kryzysu. Druga strategia wymaga odwagi – odwagi uznania rzeczywistości, zmierzenia się z nią. Często ta droga, choć pozornie trudniejsza, prowadzi do rozwoju i umocnienia. W pracy z moimi pacjentami mam poczucie, że rzadko się zdarza, żeby ktoś stosował tylko i wyłącznie jedną z tych strategii. Jednak zgodnie z moimi obserwacjami, po przekroczeniu pewnego progu stosowania „strategii nr 1” obciążenie tłumionymi uczuciami, żalem, złością (nieraz urastającą w wyniku tłumienia do rozmiarów nienawiści) jest tak duże, że w pewnym momencie człowiek zaczyna tworzyć objawy psychopatologiczne. Ważne jest zatem, aby tak prowadzić bilans swojej wymiany emocjonalnej z otoczeniem, aby w miarę możliwości na bieżąco „czyścić” różne relacje, dbać o nie, trochę tak, jak dobry ogrodnik dba o swój ogród. Oczywiście te dwa rodzaje komunikacji – wewnętrzna i zewnętrzna – pozostają w bliskim związku. Można zaobserwować między nimi także szereg podobieństw. Gdybym miał jednak ustalić wśród nich jakąś hierarchię czy kolejność, to myślę sobie, że trudno spostrzec problemy w relacji bez wcześniejszego zajrzenia do własnego wnętrza. Na koniec uwaga o charakterze epidemiologicznym. Szereg badań określających częstość występowania różnorodnych zaburzeń psychicznych wskazuje na ich znaczne rozpowszechnienie. Gdy sumuje się wyniki tych badań, to okazuje się, że około połowa osób z populacji ogólnej będzie miała okres, kiedy będzie można u nich zdiagnozować jakiś rodzaj zaburzeń psychicznych. Zdrowie psychiczne powinno być zatem przedmiotem troski nas wszystkich. 

2. Zdrowie psychiczne a umiejętność dbania o siebie

Po opisanej wyżej umiejętności komunikowania się, jako warunku zachowania zdrowia psychicznego, chcę zająć się dwiema kolejnymi umiejętnościami, które pozwoliłem sobie określić zbiorczą nazwą „dbanie o siebie”. Pierwszą z nich jest troska o coś, co można nazwać bilansem energii psychicznej. Każdy z nas w swoim codziennym życiu jest narażony na pewne „wydatki energetyczne” – trudna rozmowa z kimś, jakaś porażka, spotkanie się z krytyką, niezrozumieniem, egzamin. Nikt z nas nie jest psychicznym „perpetuum mobile” – jeśli wydajemy energię, musimy mieć też jakieś jej źródło, w przeciwnym razie narażamy się na wyczerpanie naszych sił i stan zwany niekiedy „zespołem wypalenia”. Skąd i jak tę energię psychiczną czerpać – na to pytanie egzystencjalne każdy musi odpowiedzieć samodzielnie. Dla uzmysłowienia sobie wagi tego procesu można przyrównać go do fizycznego zjawiska pobierania pokarmu – bez jedzenia, i to najlepiej zdrowego, człowiek szybko umrze. Konsekwencje przewlekle ujemnego bilansu energii psychicznej mogą być równie poważne. Jak należy dbać o „bilans energetyczny”? Nie wydawać więcej, niż się ma, starać się utrzymywać dodatni bilans, umieć odpoczywać w taki sposób, aby „doładowywać akumulatory”. W czasie wojny o dobrych, doświadczonych żołnierzach frontowych mówiło się, że jak tylko mogą, to odpoczywają, bo nigdy nie wiadomo, co za chwilę się wydarzy i gdzie, z kim, będą musieli walczyć. W jakimś sensie wszyscy jesteśmy żołnierzami i z czymś, o coś walczymy. Warto, abyśmy mieli odwagę wykorzystywać nadarzające się momenty odpoczynku, aby nam starczyło sił do naszych walk. Piszę „mieli odwagę” dlatego, że wiele osób boi się odpoczywać. Uważają oni, że odpoczynek to jest coś nie w porządku, coś złego, coś, co im się nie należy. Często boją się zatrzymać i odpocząć, bo boją się spotkania z sobą, ze swoim wnętrzem. Stąd ich nieustanny bieg, aż do zupełnego wyczerpania, które często prowadzi ich do psychiatry. Kolejnym ważnym aspektem dbania o zdrowie psychiczne jest kwestia granic. Człowiek jest trochę jak komórka oddzielona od otoczenia błoną komórkową. Ta błona, zwana w cytologii błoną półprzepuszczalną ma pewne charakterystyczne właściwości. Otóż jednocześnie łączy komórkę z otoczeniem i rozdziela ją od tego otoczenia. Pewnych substancji, ciał nie przepuszcza, część przechodzi przez nią przy pomocy tzw. aktywnego transportu błonowego, część swobodnie dyfunduje. Podobnie człowiek, aby zachować zdrowie psychiczne, pewnych rzeczy nie powinien wpuszczać do swojego wnętrza, część wpuszczać w sposób kontrolowany, a wpuszczenie innych jest z kolei warunkiem przeżycia. Istnieje więc pewne optimum wymiany – zarówno brak, jak i zbyt duża wymiana między komórką/człowiekiem a otoczeniem stanowi zagrożenie dla jej/jego integralności. W swojej pracy spotykam często ludzi, którzy dali się niezwykle poranić komunikatami, emocjami, przekazami, którym bezrefleksyjnie pozwalali wnikać w głąb siebie i które stały się ich częścią, które przyjmują za swoje. Myślą o sobie: jestem śmieciem, jestem nikim, jestem beznadziejny, nic mi nie wychodzi. Nie pamiętają już nieraz, skąd taki sposób myślenia się w nich pojawił, nie wiedzą, że mogą to zmienić, postawić granice tym treściom, komunikatom. Spotykam też takich ludzi, u których ta błona/granica jest niezwykle sztywna, mało przepuszczalna. Kontakty z otoczeniem ograniczone do minimum, traktowane jak przykra konieczność, obawy przed innymi, poczucie zagrożenia pojawiające się w relacjach międzyludzkich – to wszystko składa się na obraz człowieka zamkniętego, odizolowanego, czującego się obco. Ten dylemat, co wpuszczać, co nie, towarzyszy tak naprawdę każdemu człowiekowi. Jedni lepiej radzą sobie z tym zadaniem, inni gorzej – ważne jest, żeby człowiek miał z jednej strony poczucie bezpieczeństwa – poczucie, że w razie przekroczenia granic jestem w stanie zareagować, z drugiej strony „wystarczającego kontaktu” z otoczeniem – tak działają zdrowe granice. Ważne jest też, że umiejętność budowania i uelastyczniania granic możemy rozwijać w ciągu naszego życia. Dla znających dorobek myśli profesora Kępińskiego moje rozważania nie będą szczególnie odkrywcze, gdyż w dużej mierze odnoszą się do sformułowanej przez niego koncepcji „metabolizmu informacyjnego”. Tę ideę uważam za szczególnie użyteczną w podejściu do kwestii zdrowia psychicznego. Zarzuca ona bowiem kartezjański dualizm psyche/soma i pozwala łączyć te dwa obszary. Związek psychiki z ciałem staje się w miarę upływu lat i rozwoju badań coraz bardziej oczywisty. Z jednej strony „w zdrowym ciele zdrowy duch”, z drugiej wiemy, że zdrowa psychika zmniejsza ryzyko zachorowania na wiele, jeśli nie wszystkie, choroby somatyczne. Wydaje się, że dalsza refleksja nad tymi związkami może być potencjalnie bardzo owocna dla nas wszystkich.

3. Zdrowie psychiczne – podsumowanie

Pierwszym aspektem zdrowia psychicznego, który chciałem tutaj omówić, jest poczucie ciągłości własnej osoby, jej spójności. Warunkiem zachowania tego poczucia jest kontakt z własną przeszłością, pamięć o niej. Tu znajdzie się niejedna osoba, która się obruszy i powie, że „o złych rzeczach trzeba zapominać”. Otóż nie, nie trzeba, czasami nawet nie wolno, jeśli chce się pozostać sobą. Do mojego gabinetu trafiła jakiś czas temu osoba, która odcinając się od przykrych wspomnień, odcięła się od wszystkich. W rozmowie ze znajomymi człowiek ten nie był w stanie przywołać na przykład żadnych wydarzeń z dzieciństwa, bał się powrotu myślami do przeszłości i dotknięcia tych wspomnień, które były dla niego bolesne. W trakcie rozmów terapeutycznych odważył się podjąć wysiłek pracy nad swoją pamięcią, zmierzył się ze swoimi lękami. Z jednej strony przykre wspomnienia, gdy już zostały omówione, przestały być dla niego tak straszne i zagrażające. Z drugiej strony, odzyskując dostęp do swojej pamięci czuł, że odkrywa wiele cennych dla siebie rzeczy, które pozwolą mu lepiej żyć. Sztucznie podkolorowaną czy zretuszowaną przeszłością zafałszowujemy zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość i przyszłość. Stosujące taką strategię osoby, rodziny, a także społeczeństwa, które mając dużo ukrytych „trupów w szafie”, udają, że wszystko jest w porządku i nie mają szansy na zdrowie psychiczne. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, chodzi mi o pamięć, a nie rozpamiętywanie, czyli życie tylko doznanymi krzywdami i żalem. W wielu jednak sytuacjach to życie przeszłością, rozpamiętywanie wynika z niezałatwionych spraw, nie opłakanych strat, win, za które nie przeproszono i których nie wybaczono. Tak jak powinniśmy czyścić bieżące relacje, tak w wielu wypadkach powinniśmy czyścić i wyjaśniać sprawy z naszej przeszłości. Przecież ona żyje w nas, w teraźniejszości. Wśród rzeczy mocno wpływających na nasze zdrowie psychiczne, chcę na koniec wymienić poczucie sensu, sensu życia. W ostatnich latach trafiło do mnie kilka osób, przeważnie młodych, dwudziestokilkuletnich, które miały ogromne trudności w odpowiedzi na pytania: kim jestem, co jest dla mnie ważne, czego chcę. Dylematy takie towarzyszyły im dość długo, dołączały się do nich przeważnie pewne objawy o lękowym bądź depresyjnym charakterze. Objawy te, w moim przekonaniu były wtórne do tych podstawowych, egzystencjalnych wątpliwości. Z wymienionych przez Victora E. Frankla w jego książce „Człowiek w poszukiwaniu sensu” trzech podstawowych obszarów odnajdywania sensu życia: relacji z innymi, pracy/twórczości i transcendencji żaden nie wydawał się tym młodym ludziom wystarczająco atrakcyjny lub dostępny. Współczesny świat ofiarowywał im bądź zbyt mało, bądź zbyt dużo propozycji do wyboru, bywało też tak, że bali się podejmować wybory z uwagi na możliwe konsekwencje, porażki. Efekt był taki, że mieli poczucie utknięcia w miejscu, braku możliwości ruchu, rozwoju. Można uznać, że jest to pewne zagrożenie cywilizacyjne dla naszego zdrowia psychicznego. Kultura, która gubi poczucie sensu, celu, która skupia się na chwilowych przebłyskach, nie dostarcza takich propozycji, które mogą stać się czyjąś treścią życia. Psychiatrzy i psychoterapeuci nie są w stanie dostarczyć i zapewnić wystarczającej „ilości” poczucia sensu, to nie jest ich rola. W chorobach somatycznych istnieje powszechna obserwacja, że jeśli ktoś chce wyzdrowieć, walczy o siebie, to zwiększa swoją szansę na wyzdrowienie. Podobnie jest w zaburzeniach psychicznych. Jednym z głównych celów terapeutycznych w leczeniu osób z zaburzeniami psychicznymi jest często odkrycie możliwej motywacji, pozwalającej zawalczyć o zdrowie, uwierzyć, że jest jakiś sens w tym, co przeżywam, w moim życiu. Warto przy tym zauważyć, że sens życia służy zdrowiu psychicznemu nie tylko w sytuacjach kryzysu, objawów. Także wtedy, gdy ktoś chce zachować swoje zdrowie psychiczne, powinien dbać o swoje poczucie sensu życia. Można powiedzieć, że w zdrowiu psychicznym, podobnie jak w somatycznym „lepiej zapobiegać niż leczyć”. Dbałość o opisane wyżej aspekty zdrowia psychicznego mogłaby uchronić szereg osób przed koniecznością leczenia psychiatrycznego i nieraz ogromnym cierpieniem związanym z objawami psychopatologicznymi. Żeby się tak stało, zdrowie psychiczne powinno stawać się tematem powszechnej debaty i refleksji. Chodzi w tej debacie o przyszłość wielu poszczególnych osób, ich rodzin, a także całego społeczeństwa – nas wszystkich.