Książka została napisana w 2012 roku przez Piotra Wielguckiego (Matka Kurka). Jednak wówczas odłożył ją niewydaną na półkę. Życzliwi czytelnicy uznali powieść za zbyt przerysowaną metaforę przyszłości, a sam autor porzucił perswadowanie tak brawurowej socjologicznej prognozy. Jednak, gdy rok 2020 zaczął powoli zwiastować „nową normalność”, wizja ta stała się bliska i realistyczna aż do bólu. „Pokój” został wydany i zaczął rozchodzić się jak świeże bułeczki.
Rzecz dzieje się w 2055 roku w jednym z dwóch Aliansów, które zastąpiły większość państw na ziemi. „Pełen spokój, zgaszone namiętności, pełen żołądek, zaśmiecona głowa, błogosławiony bezbolesny totalitaryzm, w którym wszyscy są szczęśliwi, przede wszystkim nieobecni.” Tak opisuje ten świat główny bohater – 12-letni Boguta. Chłopiec nawiązuje w trakcie swego funkcjonowania korespondencję z tytułowym „Pokojem”. Tak: funkcjonowania, gdyż pojęcie życia zostało wymazane ze słownika, podobnie jak staromodne słowa typu człowiek, rodzina, mąż, matka itd. Ci dwaj bohaterowie próbują wrócić do fundamentów starego ładu i odbudowywać go w swoim umyśle, a także otoczeniu.
Pesymizm miesza się tu z optymizmem. Przytłaczające strony opisujące zwyczaje Humanów oraz Ermafrodytów (bezpłciowe postacie, którym w tym zunifikowanym, sztucznym raju należą się lepsze soc-pakiety) mieszają się ze scenami, w których bohaterowie krok po kroku odzyskują swoje człowieczeństwo.
Wielgucki skonstruował swoją dystopię idąc w przeciwnym kierunku, niż klasyczne wizje jak np. ta orwellowska. W „Pokoju” mamy społeczeństwo zadowolone i całkowicie podporządkowane nieokreślonej sile sprawczej. Ten niewidzialny antybóg hoduje i formuje sobie Humanów i Ermafrodytów, którzy szczerze i autentycznie akceptują gotowe i podane im wygodnie rozwiązania. Nie ma miejsca na ambicję, maksymalizm, a tym bardziej bunt czy sprzeciw. Czy na pewno?