Mam wrażenie, że znajomość sztuki litewskiej jest w naszym kraju niewielka, więc temat wystawy wydaje się cenny i zasługuje na uwagę. Ze strony litewskiej współorganizatorem jest Litewskie Muzeum Narodowe Sztuki w Wilnie, część obrazów pochodzi z kolekcji prywatnych. Nie wiem, czy ta wystawa pretenduje do odpowiedzi na pytanie, jaka jest współczesna sztuka litewska, ale trendy zarysowane na wystawie są wyraziste.

Dominuje gigantyczny, sięgający sklepienia Tony Soprano (Donatas Jankauskas, 2008), który mógłby oznaczać wejście Zachodu do kraju postkomunistycznego, w opisie kuratorskim scharakteryzowane jako symboliczne przedstawienie Zachodu, które ukazałoby cały absurd litewskiej codzienności. Równie dobrze cały absurd zachodniej kultury, ale w krajach postkolonialnych, jak Litwa, czy Polska o taką konstatację łatwo nie jest. A zatem mamy to samo, co we współczesnej sztuce polskiej – zapatrzenie na Zachód.

Dobrze ilustrują to „autofikcje wystawiennicze” autorstwa Eglé Karpavičiūté, na których autorka przedstawia swoje obrazy w różnych znanych galeriach, ale wycieczka w tym celu do Wilna byłaby równie przyjemna, jak do Wenecji, czy Nowego Jorku. Serdecznie życzę jej wielu wystaw w różnych miejscach.

I w końcu coś, co jest także znane i „przerabiane” w Polsce – szalony, agresywny, nieokiełznany, samouszkadzający, przejaskrawiony feminizm, do którego nawiązuje tytułem swojej przejmującej odbitki srebrowej Eglé Rakauskaité: The Trap: Expulsion from Paradise (1995). Raj niekoniecznie był rajem i lepiej być człowiekiem wolnym, ale po co wykpiewać i niszczyć przeszłość. Kobiety powiązane ze sobą jak stado warkoczami to istny koszmar, ale sam w sobie warkocz, jeśli któraś go chce, może być znakomitym rozwiązaniem fryzury.

Realne, czyli podobne do czego? Realność jest nasza własna, do niczego nie musi się upodabniać. Dokładnie tak samo, jak realność litewska.