Motto:
Jest jeszcze inne Słowo, które nie jest ani myślane, ani wypowiadane i które nigdy nie wychodzi na zewnątrz, lecz pozostaje na wieki w Tym, który je wypowiada.
Mistrz Eckhart: Dzieła wszystkie Tom I. W Drodze, Poznań 2013, str. 177.

Książka, po której bardzo trudno przejść do porządku dziennego. Czym ona właściwie jest? Jeśli traktatem metafizycznym, to tak wplecionym w codzienność życia, tak zwykłym, tak naturalnym, że sens metafizyczny znika, ale jest – znika jako wypowiedź typowa dla współczesnych książek o tematyce filozoficznej, czy też religijnej, znika jako współczesny dyskurs, ale przejawia się równolegle w takim niezależnym sensie, o którym pisze Mistrz Eckhart. Trudno to wyrazić, trudno jest opisywać tę prozę. Po prostu czytam o codziennym, zwykłym, przyziemnym życiu pary ludzi i ich dziecka, ale nagle kilka stron później zdaję sobie sprawę, że czytam o Rodzinie Świętej, czego się nie spodziewałem, nie planowałem, nie spodziewałem się po autorze – ta treść wnika w tekst z tej drugiej, równoległej strony. Jeżeli Septologia jest sakralizacją współczesnego życia, to pozbawioną prostackiego nacisku, nie ma znaczenia, w co wierzy czytelnik, sacrum ma byt niezależnie odmienny i równoległy, wplata się niekiedy w naszą rzeczywistość, a potem znowu znika.

Czym jest ta książka? Jeśli nie traktatem o naturze bytu, to traktatem o równoległości. Wątek drugiego imienia w relacjach z Bogiem trzeba chyba pozostawić osobom bieglejszym w zawisłościach teologii. Pojawia się jednak w tej książce drugi równoległy wątek – główny bohater występuje w dwóch postaciach, lepiej powiedzieć w dwóch potencjach – Asle, który ma delirium, jest zaprzedanym alkoholikiem, i drugi Asle, który radykalnie przestał pić. Mam nadzieję, że kolejne tomy Septologii – oby szybko zostały przetłumaczone na język polski – rozjaśnią tę równoległość w kategoriach psychologicznych, czy też psychiatrycznych. Na razie można powiedzieć, że książka napisana poniekąd techniką strumienia świadomości miesza ze sobą, przełącza, przeskakuje między świadomością jednego a drugiego Aslego, te przejścia są płynne, chwilami niedostrzegalne i może o to chodzi autorowi, może tak jest w życiu… I wreszcie problem światła i koloru. Asle jest malarzem, a więc widzi więcej kolorów i inaczej, niż ludzie z jego otoczenia, widzi światło emanujące z obrazów, emanujące z czerni.

Czym jest ta książka? Jest zapisem obrzędów, ma charakter rytualny i modlitewny. W zasadzie nic się w niej nie dzieje, nie ma akcji w tym znaczeniu, w jakim akcję serwuje nam współczesna powieść i film. Ta proza bazuje na rytmie i powtórzeniach, ma w sobie coś z dźwięków młynków modlitewnych, wprowadza w trans, zmusza, żeby czytać dalej, choć raczej nic się nie stanie, nie będzie zdarzenia, zostanie banał – dwóch mężczyzn smażących jaja na bekonie. A jednak powstaje wrażenie niemal na każdej stronie, że dowiemy się czegoś nowego. Może tak jest, że nasze życie jest banałem, a my po prostu nie umiemy spojrzeć na nie tak, jak Fosse.

Trzeba przyznać, że tegoroczna nagroda Noblowska w dziedzinie literatury zaskakująco dosięgnęła wysokiej półki. Czy wróży to Fossemu sukces czytelniczy – mam tutaj swoje obawy, ta proza jest trudna. Ale czekam z wielką niecierpliwością na kolejne tłumaczenia.