minirecenzja filmu: Cary Joji Fukunaga – Nie czas umierać (2021)

Wreszcie zobaczyłem takiego Bonda, po którym nie myślałem, że „to pod następny odcinek”. Zawdzięczamy to niebieskookiej Matyldzie, słodkiej jak migdał w miodzie, którą Bond powołał na świat a ona, Matylda, w zamian za to powołała na świat Bonda tatę. Wiem, że spojluję i ktoś, kto nie oglądał ostatniego odcinka, powinien przestać czytać. Ale jest już za późno. Komandor Bond zmienił się w Tatę Bonda i koniec. Tego się odwrócić nie da w żaden z możliwych ani niemożliwych sposobów.

Skutki tego wydarzenia są dla osobowości Bonda dewastujące: zaostrzenie nieufności do kochanej aktualnie piękności, a na koniec tytułowy pogrzeb ciągle wojującego – między nami – nieco niedojrzałego, żołnierzyka Jej Królewskiej Mości.

Tak się złożyło, przed pokazem filmowym uczestniczyłem w konferencji psychoterapeutycznej Szpitala Klinicznego im. Babińskiego: „Wierzyliśmy jak nikt”. Po wykładzie o demokratycznych i totalitarnych stanach umysłu w dyskusji skonkludowano – „przejście od samowystarczalności we dwoje do związku płodnego we troje jest związane z wybuchem nienawiści o morderczym natężeniu” (cytat swobodny za zgodą, Wł. Banaś, psychoterapeuta). Tak, scena metamorfozy Jamesa Bonda w Jamesa Bonda Ojca Matyldy jest śmiercionośna, ale ten zachwyt w jego oczach….

Po samobójczej śmierci Narcyza z miłości do własnego odbicia w wodzie nie nastąpił koniec świata tylko wzrosły białe (a jednak!) narcyzy – kwiaty z czerwoną (akcent krwisty) delikatną obwódką. Więc metamorfoza nastąpiła mimo wszystko. Rzecz się działa nad sadzawką. Co nowego się wytworzy w wyniku rozpadu struktury samowystarczalnej, wężowo-narcystycznej Komandora Bonda i przekształceniu się go w Ojca? Jestem ciekawy, jak producenci kolejnych przecież Bondów zużytkują tę zasadniczą przemianę chłopca w ojca. Czy „wytną” postać ojca i nośnikiem tej metamorfozy pozostanie zakochana w ojcu Matylda Bond? Czekam niecierpliwie na kolejny odcinek…

[Słowa tej recenzji Krzysztofa poruszyły, hm… zapłodniły moją wyobraźnię, co mi się już nieraz zdarzało w obliczu kontekstów psychoanalitycznych. Wygodna leżanka, przysłonięte story w oknach, cudownie wypełniony bibelotami gabinet i bezmiar czasu – to te dwa razy w tygodniu przez pięć kolejnych lat… Leżąca pozycja pacjenta/pacjentki, półleżąca pozycja ciała terapeuty/terapeutki, wzrok ślizgający się spod przymkniętych powiek po powabach kształtu, rozleniwienie, mimowolna bliskość… Jak tu nie zajść w ciążę? W najgorszym razie w ciążę literacką za pomocą krwistych metafor? Ten morderczy Edyp i wybuch płonących namiętności…

Przypomnę jednak Krzysztofowi, że czasy się mocno zmieniły. Sam przecież napisał słodki, fantastyczny wiersz pt. „Trójkąt edypalny” (w tomiku Atak na myślenie, s. 85), przytoczę w całości:
tato, jak fantastycznie!
Muzyka, Ty i ja

Jakbym już słyszał w odpowiedzi mruczankę matki tego dziecka: „Wreszcie się nią zajął, będę miała chwilę spokoju i w końcu zrobię sobie paznokcie„. Tak oto na kolanach ojca i przy dźwiękach muzyki rośnie kolejna narcyzka/narcyzek i nikomu nie chce się nikogo mordować. Może Edypek, ale jaki tam Edyp, nikomu się już nie chce. Ale w rodzinie Jamesa Bonda może być różnie, zobaczymy.] (kp)