Z pozoru rutynowa konsultacja psychiatryczna. Pacjentka po próbie samobójczej przez przyjęcie leków. Pytanie do konsultanta – czy wymaga przekazania do oddziału psychiatrii dzieci i młodzieży. Pacjentka nastoletnia. Ojca nie zna, mieszka z matką i bratem. Matka dużo pracuje, spotyka się z różnymi mężczyznami. Dziećmi nie zajmuje się zbytnio. Pacjentka z dumą mówi, że potrafi sama zrobić coś do jedzenia. Mówi o swojej samotności, wiele razy podejmowała samouszkodzenia.

Szczególnie opisuje jedno z takich zdarzeń. Jej matka była wtedy w ciąży, ale poroniła, urodziło się martwe dziecko, dziewczynka. Pacjentka przeżyła to strasznie, bo chciała swojej siostrzyczce dać tę miłość, której sama nigdy nie doznała, dać wszystko. Chciała się nią opiekować, pielęgnować ją, bawić się. Przygotowywała się do roli starszej siostry. Żyła tą nadzieją długo, przez kilka miesięcy.

Co za dojrzałość tej nastolatki!

Tymczasem zostaje samotność… Oczywiście pacjentka teraz trzyma się życia, nie potwierdza zamiarów samobójczych. Jest dzielna. Dzielna i oczekująca na miłość.

Jaka jest tu moja rola: lekarza, profesjonalisty? Co mogę dla niej zrobić? Chcę jej pomóc. No i odpowiedzieć na pytanie koleżanki/kolegi lekarza. Działam trochę jak robot, opisuję konsultację w systemie komputerowym. Prowadzę interwencje, szukam miejsca dalszej terapii. Chcę jej dać trochę spokoju, pewności. Ale czy to ona nie ma mi więcej do dania? Nadzieja, wiara w miłość. Tak, to są wartości, które są bardzo potrzebne. Także dla mnie. Odkrywam tu, że ja też chcę dać innym to, co ona. To stanowi fundament mojej pracy. To pozwala mi zachować równowagę, gdy stykam się z wielkim cierpieniem moich pacjentów. A także z moimi problemami – by mimo wszystko dawać to, co najlepsze.