Tę książkę można odebrać dwojako – jako dość niemrawo toczącą się powieść SF o androidach albo też jako powieść stawiającą pytania, jak przystało na noblistę, istotne.

Narracja toczy się w cieniu, dzieje się obok, nic bezpośrednio nie jest powiedziane, czytelnik zamienia się w humanoida albo w dziecko, które podsłuchuje, chwyta wrażenia, słowa, usiłuje je zinterpretować i zrozumieć. Narracja przeniknięta oczekiwaniem na coś, co ma się zdarzyć, na co nie możemy mieć wpływu. Narracja kunsztowna jak sen.

Głębiej kryją się pytania. Jacy jesteśmy – my ludzie? Po naszej stronie jest kłamstwo, niedomówienia, fałsz, obłuda, niewdzięczność, różnorodne formy podłości, oszustwa i zdrada. Po stronie naszych sztucznych przyjaciół – przypominających nieco lalki humanoidów jest szczerość, dobroć, oddanie, dziecięca naiwność, poświęcenie, wrażliwość, empatia i wierność. Tutaj Ishiguro nie wykracza poza kliszę opowieści o dobrym robocie i niedobrych ludziach. Ale jaka właściwie jest i jaka ma być sztuczna inteligencja? Stabilnie dobra, która niczego nie uczy się na złych przykładach? Czy istnieją granice algorytmiczne sztucznej inteligencji sztucznych przyjaciół? Co o tym myśleli inżynierowie, którzy wyprodukowali tę linię robotów, której przedstawicielką jest Klara? Co da się przewidzieć, a czego przewidzieć się nie da przed skokiem ludzkości w transhumanizm?

Ishiguro przygotował zasadzkę – w powieści okazuje się, że Klara jest religijna. Wielbi boga-słońce – no cóż starożytni Egipcjanie też tak robili – prosi o wstawiennictwo w sposób wysoce zrytualizowany, weryfikuje czystość swoich intencji i ofiaruje samą siebie. Czy sztuczna inteligencja nie ma instynktu samozachowawczego? My ludzie na ogół mamy, chociaż i wśród nas zdarzają się święci męczennicy, ale zdarzają się rzadko. Czy seriami produkowani fabrycznie sztuczni przyjaciele byliby o tyle od nas lepsi? Czy może to kolejna inżynieryjna sztuczka formatująca AI zgodnie z reklamą na pudełku? Jaka właściwie ma być ta sztuczna inteligencja – czy my ludzie to wiemy przed ucieczką w transhumanizm? I wreszcie co by było, gdyby bóg-słońce wybrał sobie sztucznych przyjaciół, a nas postanowił wygubić w jakiejś eksplozji aktywności słonecznej?

Kolejna kwestia, którą autor powieści powinien zaintrygować entuzjastów udoskonalania i pozbywania się ciała ludzkiego, np. Raymonda Kurzweila albo Klausa Schwaba, to korygowanie dzieci na podstawie edycji genów, które zależy w powieści od statusu materialnego rodziców, odbierając dzieciom nieskorygowanym możliwości edukacyjne. A jak ma być w przyszłości? Co z powszechną równością, o którą tak zajadle walczymy?

Ishiguro umie stawiać dyskretnie pytania, jak jakieś niezbyt nachalne drogowskazy. A co z utylizacją zużytych i niepotrzebnych humanoidów? Klara bazuje na własnym trwałym ogniwie fotowoltaicznym, które może jej zapewnić wieczny żywot na złomowisku. Ridley Scott w Łowcy androidów okazał się niegdyś bardziej humanitarny, montując replikantom wyczerpywalne baterie o określonym czasie działania. A co z nami po stranshumanizowaniu – kto i jak długo będzie dbał o nasze baterie? Na jakim złomowisku?