Od samego początku po otwarciu okładki, gdy tylko mój wzrok objął stronę wstępu od autora czułem przyjemność. Pierwszym rzutem oka przeczytałem zdanie o tym, jak bardzo pisarz zazdrości malarzowi naturalnej przewagi, którą temu drugiemu daje jakoby możliwość powtarzania się: Weźmy na przykład Morandiego: większość jego dzieła ukazuje nam tylko trzy pudełeczka i dwie buteleczki; od czasu do czasu malarz przesuwa jedno z pudełeczek lub którąś z buteleczek zastępuje inną; za każdym razem daje to nową kompozycję, odmienną nutę kolorystyczną, a więc i inny obraz, równie wyrafinowany.

Ilustracja 1:

https://artyfactory.com/art_appreciation/still_life/giorgio_morandi.htm

Jak mogłem na tak długo zapomnieć o Morandim, o tych niezliczonych wariacjach, które potem budowali inni wokół Morandiego, o pięknie martwej natury?

A potem strona po stronie ten wielki kalejdoskop przypomnień, wspomnień, skojarzeń i zaskakujących nowości o artystach, ich dziełach, o sztuce i literaturze. Codzienność gdzieś się odsuwa (ulga!) i otwiera się świat asocjacji, ale jakoś jednak spójny; ułamkowy, ale cudownie powiązany ze sobą (lepszy!). Np. kolekcja ostatnich słów – śmierć jest, ale daleko, jest nieistotna, bo liczą się ostatnie wypowiedziane słowa – anegdoty. Jest dobrze, pojawia się wieloraki, złożony, czasem zaskakujący, zdumiewający sens.

Ktoś mógłby zarzucić, że to tylko 148 stron felietonów z Magazine littéraire z lat 2005-2006 napisanych przez belgijskiego sinologa, pisarza i krytyka literackiego i że nie ma się czym tak egzaltować. Ale mnie zdarzyła się przygoda: właśnie kończyłem pisać minirecenzję Rozmów Konfucjusza na naszą stronę internetową, gdy zobaczyłem przypadkowo otwierając „Szczęście małych rybek” na stronie 79 rozdzialik KOINCYDENCJA: Akurat tego dnia gdy włamywacze pozbawili mnie paru rzeczy, na których bardzo mi zależało, dochodzę w swojej pracy nad przekładem „Dialogów konfucjańskich” do tego oto fragmentu: „Pan Ji Kang został okradziony. Poprosił o radę Konfucjusza, który odpowiedział mu: »Panie, gdyby pan był wolny od pożądania, nie okradliby pana nawet wtedy, gdyby pan im zapłacił…« Uległem wówczas wyrazistej derealizacji i czułem, że koincydencja obejmuje Konfucjusza, Simona Leysa i mnie, dotycząc czegoś znacznie ważniejszego niż pospolita kradzież, czegoś ponad stuleciami czasu i kwestią posiadania rzeczy. Ta chwila trwała krótko…

A więc opierając się na własnym doświadczeniu dedykuję śmiało tę książeczkę wszystkim, którzy szukają czegoś dobrego. Na pewno coś znajdą. No i doczytają, o co chodzi z tym szczęściem małych rybek, a ta historyjka wcale nie jest taka prosta.