Nie będzie łatwo wyrazić poglądu w tej sprawie w sposób zwięzły, ale spróbować można:

  1. Psychoterapia jest pochodną medycyny i od niej się wywodzi. Częścią działań lekarzy było i jest oddziaływanie na psychikę pacjentów celem potencjalizacji stosowanego leczenia biologicznego oraz celem poprawy dobrostanu leczących się pacjentów. Tak tradycyjnie rozumiana psychoterapia jest składową każdego leczenia niezależnie od postawionej diagnozy. Tak tradycyjnie rozumiana psychoterapia powinna mieć bezwzględnie miejsce w całej medycynie, bo np. trudno sobie wyobrazić pacjenta onkologicznego, czy też chirurgicznego bez jakiegokolwiek elementu wsparcia dla jego psychiki.
  2. Dopiero w wieku XIX pojawiła się tendencja do wyemancypowania psychoterapii jako odrębnej techniki leczenia (przewaga oddziaływania psychologicznego nad biologicznym) w odniesieniu do zaburzeń nerwicowych, czyli zaburzeń, w których występuje objaw imitujący objawy somatyczne, ale nie znajdujący potwierdzenia w fizykalnym i sprzętowym badaniu lekarskim.
  3. Na bazie rozwijanej techniki leczenia zaburzeń nerwicowych psychoterapią stworzono tzw. teorie psychoterapeutyczne tj. wyjaśnienia teoretyczne podejmowanych działań psychoterapeutycznych służące zarówno psychoterapeutom, jak i pacjentom. Teoretyzmy te stały się istotną składową oddziaływania psychoterapeutycznego na zasadzie ujednolicenia światopoglądu leczącego i leczonych w sprawie pochodzenia i usuwania objawów, np. współdzielone przez psychoterapeutę i pacjenta założenie, że życie psychiczne zależy od przeżyć z wczesnego dzieciństwa pozwala obojgu skutecznie neutralizować emocje związane z wczesnym dzieciństwem pacjenta.
  4. W dalszym przebiegu historii leczenia psychoterapią nastąpiła proliferacja rozmaitych technik i towarzyszących im teoretyzmów psychoterapeutycznych, które często pozostawały i pozostają w jawnej konkurencji ze sobą. Wynika to z faktu, że teoretyzmy te nie mają w pełni naukowego charakteru – co nie znaczy, że nie przyczyniły się do wzrostu wiedzy psychologicznej- a obecny stan wiedzy naukowej nie doprowadził do stworzenia jednej, w pełni opartej na ewidencji naukowej, uniwersalnej teorii psychoterapii. (Nb. badania naukowe w tej dziedzinie wskazują na rolę tzw. czynników niespecyficznych psychoterapii, a więc nie tych, które eksponowane są w teoretyzmach poszczególnych waśniących się szkół psychoterapii.i)

Wiemy zatem, że wyemancypowana lub częściowo wyemancypowana od medycyny psychoterapia pomaga pacjentom, leczy ich doraźnie i wzbogaca instrumentarium medyczne. Nie wiemy jednak w pełni, dlaczego tak się dzieje, w jakich konkretnie przypadkach i z jakim konkretnie przewidywanym skutkiem, nie mamy również uznanego powszechnie, jednoznacznego systemu kwalifikacji do psychoterapii ani jednoznacznie określonej dziedziny chorób, w której taka kwalifikacja byłaby metodą leczenia z wyboru. Podkreślam tu z naciskiem, że moja wypowiedź nie ma żadnej wrogiej intencji wobec psychoterapii, jest tylko próbą trzeźwej oceny stanu aktualnego.

Stosowane do tej pory rozwiązania dotyczące psychoterapii w naszym kraju, a więc certyfikacja obu PTP i częste włączenie psychoterapeutów do teamów leczących, zwłaszcza w psychiatrii, zapewniały i zapewniają w wielu ośrodkach wysoki standard wyszkolenia, nadzoru oraz integracji z innymi metodami leczenia. Gdy sięgam po jeszcze wcześniejsze wspomnienia, to częstym wymogiem rozpoczęcia szkoleń z psychoterapii była wcześniejsza specjalizacja z psychologii klinicznej albo z psychiatrii, co zapewniało uwolnienie od wpływu tylko jednej szkoły psychoterapeutycznej i pozwalało na dysponowanie różnymi zasobami teoretyzmów, a zarazem technik psychoterapeutycznych. Wrastanie w tradycję, doświadczenie i w kulturę danej instytucji leczniczej było i niewątpliwie jest drogą określającą i stabilizującą rolę psychoterapii. Na tle tego pozytywnego dorobku zdumiewać może tylko dotychczasowy brak regulacji prawnych dla psychoterapeutów, chociaż być może jest to konsekwencja tego, że psychoterapia nie jest jeszcze dyscypliną w pełni dojrzałą. (Ta konstatacja wynika z przemyśleń i doświadczenia, nie ma nikogo urazić.)

Czy nadeszła zatem pora i czy jest to pora właściwa dla wprowadzenia specjalizacji dla wielu zawodów w zakresie psychoterapii? Trudno przejść obok wątpliwości, jakie się narzucają:

  1. O ile w medycynie somatycznej baza filozoficzna jest istotna, ale może nie grać roli w codziennej praktyce (bolszewik będący chirurgiem może wspaniale zoperować AK-owca), o tyle rola bazy filozoficznej w psychoterapii może stanowić istotne utrudnienie (bolszewikowi psychiatrze trudno będzie poddawać psychoterapii AK-owca i vice versa). Jeśli ktoś sądzi, że współczesne pęknięcia światopoglądowe nie są tak znaczne, to wystarczy wspomnieć, że niektóre szkoły współczesnej psychoterapii negują realizm ontologiczny zastępując go np. konstrukcjonizmem społecznym. Jak specjalista psychoterapeuta wyznający takie poglądy będzie się integrował w szpitalu np. z zespołem okulistycznym opartym o światopogląd realizmu ontologicznego? Niewątpliwie słowo „specjalista” wzmocni jego formalną pozycję, ale czy to rozwiąże problem? Zacząłem od problematyki ontologicznej, gdyż w jej obrębie kontrowersje światopoglądowe wydawać by się mogły najbardziej abstrakcyjne i oddalone od życia codziennego, ale problematyka etyki i antropologii filozoficznej to już prawdziwy gąszcz istotnych kwestii spornych.
  2. Czy zatem psychoterapia miałaby zrezygnować z konceptu egzystencjalnego spotkania leżącego u jej podstawy, a jeśli tak, to co tę podstawę miałoby zastąpić? Czy program specjalizacji do tego przygotuje?
  3. Napięcia międzyzawodowe we współczesnej medycynie są łagodzone w ramach instytucji lecznictwa, które muszą być mniej lub bardziej spójne, żeby działać. Karta psychoterapii w tej sprawie raczej budzi wątpliwości – w psychiatrii np. za sprawą czasem słusznych inspiracji psychoterapeutycznych powstał ruch antypsychiatryczny, który szczęśliwie nie zdołał doprowadzić do powszechnej demedykalizacji psychiatrii, ale mocno radykalizował i konfliktował, choć humanizacja psychiatrii wyniknęła i wynika z ewolucyjnego, mozolnego i codziennego wspólnego wysiłku, ale nie w ramach czegoś takiego, jak antypsychiatria. Czy specjaliści psychoterapeuci o pozamedycznej bazie wykształcenia będą tego świadomi? Czy specjalizacja odpowiednio ich przygotuje?
  4. Czy wprowadzenie specjalizacji psychoterapeutycznej nie przyczyni się do dehumanizacji zawodu lekarza? Wchodzące w życie nowe pokolenia wnoszą coraz bardziej technokratyczne spojrzenie na życie, który więc młody lekarz oprze się pokusie, by cały, a czasem uciążliwy kontakt z pacjentem odsprzedać specjalistom psychoterapeutom, a samemu zająć się wyłącznie technologiami medycznymi?
  5. Czy wiedza uzyskana w trakcie specjalizacji pozwoli np. specjaliście psychoterapeucie o zawodzie socjologa lub psychologa śledzić i rozumieć efekty farmakoterapii i łączyć je w niekonkurencyjny sposób z uprawianą techniką psychoterapeutyczną? Trudno dać temu wiarę, gdy się rozmawia ze współczesnymi absolwentami kierunku – psychologia, którzy na studiach nie mieli ani jednej demonstracji klinicznej pacjenta, a farmakoterapia to dla nich całkowita enigma…
  6. Czy specjalista psychoterapeuta będzie jednakowo uprawniony do pracy z pacjentami pediatrycznymi, onkologicznymi, kardiologicznymi, ginekologicznymi, laryngologicznymi, psychiatrycznymi, itd. w myśl podziału na dyscypliny medyczne? Jeśli tak, to byłby to ukłon w stronę kompleksu Pana Boga…

Itd., itd. Pytania się mnożą.

Być może nie nadszedł jeszcze czas na tę nader skomplikowaną specjalizację, być może droga do niej wymaga bardzo starannego namysłu nad tym, co dzieje się obecnie, może nawet świadomie przygotowanych i przeprowadzonych badań naukowych. Buduje to, co jest dobrze przemyślane i zaplanowane w oparciu o codzienny powolny wysiłek i wynikającą z niego refleksję; rewolucje nic nie budują, co najwyżej dając czasem szansę na odbudowę.

i Czabała Czesław: Czynniki leczące w psychoterapii. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.