Któż by chciał udawać się do Muzeum Fotografii (MuFo) i stroić przy okazji jakieś niefotograficzne fumy? (Ale czy wszystkie fumy są niefotogeniczne?) Zostawmy tę kwestię na boku, ale przyznaję, że w lekko fumiaste wobec fotografii nastawienie wyposażył mnie nie kto inny, jak również twórca obrazów – malarz. I to znany – David Hockney, twórca grubaśnej, ale przepięknie wydanej w języku polskim książki pt. Historia obrazów, w której wyraża swój surowy osąd fotografii /1/. W przeciwieństwie do obrazu namalowanego powstaje ona jednoczasowo, każdy punkt fotografii jest śladem tego samego, jednego momentu, podczas gdy malarstwo kryje w sobie czas – niekiedy krótszy między pierwszym a ostatnim ruchem pędzla, czasem znacznie dłuższy między pierwszym szkicem, a ostatnią wersją tego samego obrazu. Fotografia pozoruje obraz, ale jej natura jest odmienna. No cóż, to po prostu kwestia migawki. Ślizganie się tylko po powierzchni rzeczywistości, pobieżność, pośpiech, mgnienie.

O nie, żadne tam takie… Wejście do MuFo jest dostojne, prawdziwy westybul, jest przestrzeń i światło, jakich galerie obrazów mogą pozazdrościć. Wreszcie obiekt godny królewskiego miasta, otwarty od grudnia 2021 dla bogactwa fotografii. Czy Kraków temu sprosta?

I znowu migawkowe skojarzenia z myślami Davida Hockney’a – fotografii jest więcej, niż łącznie słów w języku angielskim i chińskim, fotografia nie zna granic i rozpowszechnia się szybciej od obu tych języków. Jak ją utrwalić i propagować, jak sobie radzić z obfitością, czyżby nadmiarem… Na razie MuFo prezentuje w obrębie stałej ekspozycji technikę, jej historię od dagerotypu po techniki najnowsze, np. algorytm GAN /2/. W kolejnym dziale „Fotografujący”, a działów jest pięć, pojawiają się polscy fotografowie – Walery Rzewuski, Karol Beyer i inni, o których wiemy stanowczo za mało. W całości ekspozycja jest czytelna, uporządkowana chronologicznie, plansze, dwujęzyczne napisy i makiety są godne współczesnego muzealnictwa. Zostaje coraz mniej miejsca na fumy. Po prostu jest OK.

Na terenie MuFo przewidziano czytelnię i bibliotekę, ale na razie nic o nich jeszcze nie wiem. Wyobrażam sobie prezentacje multimedialne i wykłady – otwieranie zasobów ukrytych w magazynach. Zjeżdżam windą na poziom podstawowy i znajduję wejście do księgarni, a ona cała wypełniona publikacjami MuFo. Kto ich wcześniej nie poznał, musi poświęcić trochę czasu, żeby zrozumieć logikę tego wydawnictwa. Odnajduję serię „klucz do magazynu” i kupuję tomik „Zawirowania pustki” /3/. To co trzymam w dłoni to prawdziwa perełka – kolorowane ręcznie prace pionierów fotografii japońskiej, nasze monidła /4/ są ich dalekimi krewnymi, a tutaj elegancja japońskich rarytasów. Czy można zrobić coś lepiej, niż wydobyć takie cuda z czeluści magazynów i umieścić w zgrabnym kolorowym tomiku za 14 złotych?!
Moje spojrzenie jest bardzo subiektywne, bardzo osobiste. Wystarczy, że ktoś zada pytanie: A w ilu muzeach fotografii był pan do tej pory? Ile ich pan zwiedził? W księgarni fotografie wracają na swoje miejsce – wydrukowane na papierze. A więc widzę je albo na billboardach albo kameralnie na papierze… Czy to są właściwe skale i czy można patrzyć na fotografię jeszcze jakoś inaczej? Cieszę się myśląc, że MuFo będzie badać ten problem.
/1/ Hockney David, Gayford Martin: Historia obrazów. Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2020.
/2/https://indico.ifj.edu.pl/event/503/attachments/1343/2075/DeepLearningLecture2020_7.pdf
/3/ Kozień Monika: Zawirowania pustki. MHF, Kraków 2013.