Tekst krótki, prawdziwa żeromszczyzna – zdania długie, wielokrotnie złożone, język już nieco archaiczny, wzniosły, gorący patriotyzm, troska o bezrobotnych robotników rolnych… Ale nie to zwróciło moją uwagę i skłoniło mnie do napisania tej recenzji.

           W tym roku przypada setna rocznica Bitwy Warszawskiej roku 1920, świadkowie tamtych wydarzeń nie żyją, kto będzie o nich pamiętał w nadchodzących latach i dekadach lat, a więc warto mocno wyakcentować to, co się wtedy zdarzyło. I sama ta scena, która z dużą siłą zapada w pamięć, a którą oddaje Żeromski: na probostwie w czasie toczącej się bitwy spotykają się Julian Marchlewski, Feliks Dzierżyński i Feliks Kohn jako osoby przewidziane do sprawowania rządu w polskiej republice rad, wcielanej właśnie siłą do ZSRR. Czekają na sygnał, by po wygranej przez bolszewików bitwie udać się do Warszawy i realizować plan. Tymczasem losy bitwy rozstrzygają się przeciwnie i trzej panowie zmuszeni są do panicznej ucieczki. Zostaje po nich prawdziwy rarytas – biały cukier w kostkach.

Proszę brać, proszę śmiało!… to cukier p. Marchlewskiego, zostawiony przezeń w popłochu ucieczki… – Żeromski sięga śmiało, dwukrotnie częstuje się bolszewickim cukrem.

           Przyszli władcy Polski i Warszawy, według relacyi wszystkich obecnych, byli otoczeni silną strażą, która z nabitą bronią pilnowała ich kwatery na plebanii, jeździli znakomitym i wytwornym automobilem, jedli i pili doskonale, spali wygodnie. (Zawsze zadaję sobie pytanie, czem też ludzie tego rodzaju, zarabiają na to dostatnie życie? Głosząc zasady prawa, opartego jedynie na pracy, sami stoją na poziomie wszystkich zwyczajnych władców, którzy swe stanowisko odziedziczyli, lub posiedli na mocy; takiej lub owakiej intrygi).

           Jakże aktualne było w ciągu ostatnich stu lat to pytanie zadane przez Żeromskiego…

            Szyby okien na probostwie były powybijane przez kule. Stojąc przy jednem z tych okien i przez dziurę w szkle patrząc w cichy ogród, dziwiłem się, ile to w tem zaciszu w ciągu krótkiego czasu dokonało się przemian. Na szczęście przemian, które się dobrze skończyły dla Polski w tamtych jakże trudnych czasach, co dodaje przecież nadziei, że teraz też zmierzamy w dobrą stronę.

            Warto jednak zadać pytanie z perspektywy psychiatry, które pozostaje chyba w wielu wymiarach aktualne do dnia dzisiejszego: jakie są psychopatologiczne źródła tej pychy, która pozwala trzem panom oczekiwać na przejęcie władzy w tym kraju, gdzie nie są chciani, gdzie ludność czynnie się przeciwko nim broni? Czy to idea nadwartościowa? Czy urojenie posłannicze, może wielkościowe? Czy ograniczony krytycyzm myślenia? Czy może specyficzna arogancja osobowościowa? Myślę, że jest w tym – wychwycony przez Żeromskiego jak w soczewce – pewien walor psychopatologiczny, który nie doczekał się jeszcze dogłębnej analizy… – psychopatologia nadczłowieka. Będzie może jeszcze szansa, by o tym napisać przy innej okazji.

https://pl.wikisource.org/wiki/Na_probostwie_w_Wyszkowie