Nie wyczuwam, jak dalece określenie „kapiści” wtopiło się w potocznie używaną polszczyznę, przypomnę tylko, że nie ma ono nic wspólnego ze stylem malarskim opartym na kapaniu farbami na powierzchnię płótna, jest natomiast rozwinięciem nazwy pewnej organizacji studenckiej, kryjącej się pod skrótem „K. P.” – Komitet Paryski. Stowarzyszenie powstało z początkiem lat dwudziestych ubiegłego stulecia, mając na celu umożliwienie, czy też ułatwienie studentom krakowskiej ASP wyjazdu szkoleniowego do Paryża. Trudność nie polegała na tym, że trzeba było na kogokolwiek kapować, ale konieczne było nawiązanie znajomości ze środowiskiem francuskich artystów, w czym walnie dopomógł prof. Józef Pankiewicz, ale drugą trudność stanowiło znalezienie środków na utrzymanie, których nadmiarem młodzi kapiści nie dysponowali. Przedsięwzięcie powiodło się jednak znakomicie, dając nam wybitną grupkę kolorystów, którzy po latach wdarli się do panteonu polskiego malarstwa.
Swoistym kronikarzem całej grupy okazał się Józef Czapski, który rolę jej dwóch liderów przypisał z jednej strony Zygmuntowi Waliszewskiemu, a z drugiej Janowi Cybisowi.1 Ten pierwszy żyje szybko, w działaniu, nie zaszywa się w sobie ani nie cofa, studiuje kolor, ale w obrazie nie boi się też anegdoty. Na wystawie zajął oba prześwity (okna), bo nie było innego sposobu ukazania jego obrazów obustronnie podwójnych.
Mamy więc autoportret z roku 1922 (w 25 roku życia), a na jego odwrocie scenę „W loży”, ale do góry nogami, a zatem jeśli spojrzymy w głąb loży, to postawimy Waliszewskiego na głowie albo też cała loża stanie na głowie spoglądając na portret artysty. Podobnie jest w przypadku rzymskiej uczty i francuskiego pejzażu na jej rewersie, ustawionego przez kuratora wystawy po prostu w pionie, co teoretycznie zmuszałoby widza do kontemplowania uczty w pozycji leżącej, zapewniam jednak, że nikt z niej nie korzystał, swoją drogą sala była w ten dzień wypełniona. Malarz posadził sobie wprawdzie modelkę na udzie dopiero w 33 roku życia, ale widać już z perspektywy paryskiej, że temperamentu mu nie brakowało.
Jan Cybis dostał na wystawie własny kątek, ale trochę ukryty z boku przed wzrokiem wchodzących, co z kolei mogłoby odpowiadać jego podejściu do malarstwa. Spokojna, cierpliwa, mozolna kontemplacja koloru, po prostu walka z farbą – cóż za niesłychane faktury – dojrzałość kolorystyczna, niechęć do posługiwania się anegdotą w obrazie, nieustępliwość, konsekwencja. W końcu mógł sobie na to pozwalać, będąc zadbanym i dokarmianym przez Rudzką.1
Można się poczuć świetnie w tej grupce żwawych studentów, którzy w cztery lata po ogłoszeniu wolności w kraju po 123 latach zaborów pojechali sobie do Paryża i nie tylko malowali, ale urządzali bale, nie bez celu zarobkowego, i udało im się zaprosić na jeden z nich takiego Picassa… Polubiłem tę wystawę, dającą po prostu oddech przeświadczenia, że jesteśmy fajni.
Nie byłoby wystawy, gdyby nie jakiś specjalny rarytas, coś wyjątkowego, choć nie wiem, czy mam prawo tak mówić o tym malarzu – Marian Szczyrbuła (1899-1942). W końcu nie jestem historykiem sztuki, ale ze wstydem przyznaję, że dopiero na tej wystawie Go poznałem. Wiem, że Krajobraz z miastem (1922) pozostanie w mojej wyobraźni na dłużej i że będę szukał innych obrazów tego artysty. Po to są wystawy…
1 Józef Czapski: Patrząc. Wydawnictwo ZNAK, Kraków, 2016.
Napisali także:
https://www.rp.pl/malarstwo/art41505741-kapisci-sto-lat-koloru
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/wystawy/2276099,1,recenzja-wystawy-kapisci-sto-lat.read
https://www.polskieradio.pl/8/2222/artykul/3436371,kapisci-nowa-jakosc-polskiego-malarstwa
https://www.radiokrakow.pl/aktualnosci/krakow/stulecie-powstania-grupy-kapistow-w-mnk/