Film radykalnie odmienny od poprzednio recenzowanego ( Film: „Przyjeżdża orkiestra”, Eran Kolirin, 2007. – IRIS). Amerykański, ba, hollywoodzki. Są znani aktorzy, znane realia amerykańskich miast i amerykańskiej prowincji, są wybuchy i pościgi. Jest jednak coś jeszcze (uwaga, będą spoilery). Jest, proszę Państwa, głębszy sens. Pojawia się bowiem w filmie, jako kluczowa kwestia, wartość życia ludzkiego. Czy jest coś złego w tym, że będziemy hodować ludzi, jako chodzące nośniki części zamiennych (płuc, wątrób etc.) dla tych, których na to stać? Oczywiście, w pierwszym odruchu powiemy, że nie wolno tak postępować. Ale jeśli obiecamy, że te osoby (istoty, produkty) nie będą świadome, że będą utrzymywane w stanie wegetatywnym, to kto wie, co odpowie przynajmniej część z nas. Żyć dłużej, przyjemniej, nawet czyimś kosztem? Przecież to nie człowiek, to produkt. Dylematy z którymi konfrontuje nas film – co to znaczy być człowiekiem, na czym polega ludzka godność, ile wolności, a ile odpowiedzialności za swoje czyny – te pytania, także ze względu na dokonujący się postęp technologiczny, stają się coraz bardziej ważkie. Film dobrze nakręcony, dobrze zagrany, skłaniający do myślenia, poruszający emocjonalnie. I to jest chyba jego największy atut – refleksja i myślenie nad poruszającą emocjonalnie rzeczywistością może zmieniać nie tylko nas, ale poprzez nasze działania może zmieniać cały świat.