Minirecenzja: Bella V. Dodd: Szkoła ciemności

Książka odsłania infiltrację amerykańskich związków zawodowych od lat dwudziestych do czterdziestych XX wieku przez agenturę sowiecką i sterowaną ze Związku Radzieckiego partię komunistyczną USA. Dla historyka materiał nieoceniony – dziesiątki, jeśli nie setki nazwisk, opisanych spotkań, intryg i działań służących poszerzaniu wpływów i władzy z wyraźnie rysującym się celem – przywództwa nad światem. Jak wszędzie, jak na każdym kontynencie komunizm odsłonięty w swoich zabójczych ambicjach i całkowicie obojętny na los ludzi, których rzekomo ma osłaniać. Liczą się tylko działacze. Autorka jest takim działaczem przenikniętym myśleniem i życiem grupowym. Nawet wracając do katolicyzmu widzi i odczuwa najpierw jego manifestacje grupowe, a nie swoją osobistą, indywidualną relację z Bogiem. Pisze tak: „Proces całkowitego emocjonalnego wyzwolenia z komunizmu to rzecz, której nikt z zewnątrz nie może zrozumieć. Myślenie grupowe, planowanie grupowe i grupowe życie w partii były częścią mnie od tak dawna, że rozpaczliwie trudno było mi znowu być człowiekiem”. Chrzci ją jakby na nowo i wprowadza na powrót do kościoła, ni mniej ni więcej, tylko biskup Sheen (znany ze swoich własnych wydanych w języku polskim książek). Wspomnienia Belli Dodd nie odpowiadają jednak na głębię pytania, jak to jest, gdy się zostaje ideowym komunistą na całe dziesięciolecia, i jak to jest, gdy trzeba się z tego toksycznego snu obudzić. „Musiałam usunąć jaźń i pychę, która ze mnie zrobiła arogantkę, przekonując mnie, że znam wszystkie odpowiedzi. Musiałam się nauczyć, że nic nie wiem. Na tej drodze było wiele przeszkód.” Głębszej analizy tych przeszkód, jak również wymiarów prywatnych swego życia, autorka nie odsłania w sposób satysfakcjonujący dla czytelnika. Ale i tak robi więcej niż ci komuniści, którzy całkowicie zamilkli albo na zawsze pozostali arogantami

https://www.empik.com/szkola-ciemnosci-dodd-bella,p1236364973,ksiazka-p